wtorek, 28 czerwca 2011

Intelektualne peryferie - suplement

Wrzucam w ramach uzupełnienia wczorajszego tekstu o "delikatnej" pomyłce jaką jest tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego dla Rudy'ego Giulianiego. Już po publikacji pojawiły się w dyskusjach na jednym z portali społecznościowych fragmenty dzieła jednego z recenzentów tytułu, a konkretnie: profesora Bogusława Sygita, kierownika zakładu kryminalistyki na katedrze postępowania karnego i kryminalistyki Uniwersytetu Łódzkiego. Rzeczone fragmenty wyglądają tak:

Na uprawianiu swego procederu samogoniarze ponoszą straty materialne: do wyrobu bimbru używane są skądinąd surowce niezbędne w gospodarstwie. W przypadku ich limitowania odbywają się kosztem wyżywienia rodziny (...) Wypędzanie i spożywanie nielegalnego alkoholu kończy się więc chorobami, obniżeniem stopy życiowej rodziny, koniecznością korzystania z zapomóg (...) Rodzina samogoniarza rozpada się od pobić, awantur, znęcania się. W tej sytuacji oczywiste jest, że dzieci najczęściej wkraczają na drogę przestępstwa, musi im bowiem udzielać się atmosfera łamania prawa.

Jak widać, praca dotyczyła procederu bimbrownictwa. Rzecz jasna, żadne z powyższych zdań nie ma umocowania w jakimkolwiek przypisie odsyłającym do empirycznych badań, mogących potwierdzić te śmiałe tezy. Należy więc chyba uznać, że zdziwienie, bądź zaskoczenie, procesem recenzenckim tytułu doktora honoris causa Rudolpha Giulianiego jest zwyczajnym przejawem naiwności z mojej strony :)

niedziela, 26 czerwca 2011

Intelektualne peryferie, czyli neoliberalna ortodoksja po polsku

"Trzeba podważać wszystko, co się da podważyć,
gdyż tylko w ten sposób można wykryć to,
czego podważyć się nie da".
Prof. Tadeusz Kotarbiński,
pierwszy rektor Uniwersytetu Łódzkiego

W powyższym motcie, Tadeusz Kotarbiński pięknie i zwięźle ujął etos nauki, jako krytycznego, rozumowego podejścia do otaczającej nas rzeczywistości, wymuszający bycie w ciągłym intelektualnym „stanie gotowości”. Nic więc dziwnego, że znajduje się ono w zakładce „Misja UŁ” na stronie internetowej Uniwersytetu Łódzkiego. Staje się to zaskakujące dopiero, gdy uświadomimy sobie, jak bardzo na bakier z tym mottem może być praktyka instytucjonalna i naukowa Uniwersytetu. Świadczy o tym sprawa nadania tytułu doktora honoris causa Rudolphowi Giulianiemu – pokazuje ona, jak łatwo dochodzi na polskich uczelniach publicznych do zjawiska „fabrykowania konsensusu”: naturalizowania ściśle określonych poglądów politycznych jako naukowych oraz obiegowych prawd.

Na początku grudnia ubiegłego roku Senat Uniwersytetu Łódzkiego podjął uchwałę o nadaniu Rudolphowi Giulianiemu tytułu doktora honoris causa. Promotor procesu nadania tytułu tak uzasadniał, w artykule z „Rzeczpospolitej”, decyzję Senatu:

Giuliani połączył walkę z przestępczością ze wzrostem nakładów na oświatę i pomocą socjalną – zachwala zalety najsłynniejszego burmistrza Ameryki referent wniosku prof. Brunon Hołyst. – Jego program „Zero tolerancji” sprawił, że najbardziej niebezpieczne miasto w USA stało się najbezpieczniejsze. Liczba wszystkich przestępstw spadła o ponad połowę.

Z dalszej części tekstu możemy dowiedzieć się, o co chodziło w słynnej strategii Giulianiego:

Program Giulianiego polegał na karaniu nawet za błahe przewiny, by bezkarność nie rozzuchwalała. Burmistrz wychodził bowiem z założenia, że droga od występku do zbrodni jest zazwyczaj taka sama: zaczyna się od malowania sprayem na murach, bójek, potem są drobne kradzieże, napady i w końcu zabójstwa. I choć nie każdy grafficiarz będzie mordercą, to każdy morderca był kiedyś grafficiarzem – twierdził.

Senat UŁ podjął decyzję o przyznaniu doktoratu honoris causa w oparciu o recenzje następujących osób: prof. dr hab. Bogusława Sygita z Uniwersytetu Łódzkiego, prof. dr. hab. Michała Seweryńskiego z Uniwersytetu Łódzkiego, prof. dr. hab. Andrzeja Marka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz prof. dr. hab. Stanisława Pikulskiego z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Jak to możliwe, by tak szerokie grono naukowców z tytułami profesorskimi przeszło do porządku dziennego nad poważnymi kontrowersjami związanymi z „osiągnięciami” Giulianiego? Zgodnie z mottem znajdującym się na stronie Uniwersytetu Łódzkiego, obowiązkiem każdego uczciwego, rzetelnego badacza jest wytrwałe podważanie i weryfikowanie tez (hipotez, badań, i tak dalej), z jakimi ów się w swojej działalności naukowej spotyka. Tymczasem, uznanie działań Giulianiego za sukces, a założeń programu „Zero tolerancji” za prawomocne, jest wysoce dyskusyjne i problematyczne.

W poszukiwaniu i krzewieniu prawdy

Mistyfikacją, jaką jest „Zero tolerancji” oraz „teoria zbitej szyby” dogłębnie zajął się Loïc Wacquant, profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, uczeń Pierre'a Bourdieu, w swojej książce „Więzienia nędzy”. Tekst jest wyjątkowo łatwo dostępny, niestety, recenzenci kandydatury, a w szczególności jej promotor, prof. Brunon Hołyst, najwyraźniej nie zapoznali się z analizą Wacquanta. W przeciwnym razie, prof. Hołyst nie upierałby się zapewne przy związku między strategią Giulianiego a „dwukrotnym spadkiem przestępczości”. Wacquant wskazuje, że w tym samym okresie podobny spadek przestępczości można było zaobserwować w innych stanach, w których nie wprowadzono idei „Zera tolerancji”, czy w Kanadzie, nie dokonującej żadnych istotnych zmian w swojej polityce walki z przestępczością. W szerszej perspektywie spadek przestępczości w Nowym Jorku był więc wynikiem działania czynników z poziomu makro (takich jak bardzo dobra koniunktura gospodarcza czy zmiany demograficzne), a nie działań ówczesnego burmistrza. Co więcej, spadek przestępczości w tym mieście zaczął się już na 3 lata przed dojściem Giulianiego do władzy! Choć dostrzega jeszcze inne, niż Wacquant, przyczyny spadku przestępczości, także ekonomista Stephen D. Levitt wskazuje, że działania ówczesnego burmistrza Nowego Jorku miały znikomy wpływ na ilość popełnianych przestępstw.

Wielki wzrost nakładów na policję oraz zorientowanie na surowe karanie nawet za najdrobniejsze przestępstwa doprowadził natomiast do eskalacji przemocy ze strony służb policyjnych, skierowanej przede wszystkim w kierunku czarnych społeczności: Wacquant przytacza olbrzymie różnice w ocenach działań policji między osobami o białym, a czarnym kolorze skóry, a także drastyczny wzrost skarg ze strony tych drugich (ok. 60%). Polityka Giulianiego miała jeszcze jeden efekt: pozwoliła ona napędzić koniunkturę na usługi prywatnych firm i korporacji zajmujących się więziennictwem czy, szerzej, „ochroną bezpieczeństwa”. Do tego, gros skazywanych i osadzanych w ośrodkach karnych stanowili czarni, z biednych dzielnic, zatrzymywani za posiadanie „nielegalnych substancji”, zgodnie z inną wielką mistyfikacją zwaną „wojną z narkotykami”. Tą samą, która po wielu latach krytyki ze strony przeróżnych środowisk (w tym organizacji zrzeszającej byłych i obecnych policjantów) została ostatnio uznana w raporcie Światowej Komisji ds. Polityki Narkotykowej za spektakularną porażkę (fragment artykułu z Gazety Wyborczej: „globalna wojna z narkotykami nie powiodła się, co pociągnęło dewastujące konsekwencje dla społeczeństw i jednostek na całym świecie”).

W oparciu o zasady humanizmu i demokracji

Analizując postępowanie obecnych władz Uniwersytetu Łódzkiego bardzo trudno jest powstrzymać się przed konstatacją, że jest ono częścią opisywanego przez Wacquanta zjawiska szerokiej promocji i lobbingu na rzecz „Zera tolerancji” wśród elit politycznych. By mogły one wprowadzać rozwiązania służące w istocie penalizacji biednych i wykluczonych, owe rozwiązania potrzebują pseudonaukowej przykrywki, przedstawiającej je jako empirycznie potwierdzone, i tym samym prawomocne, naukowe fakty. Po napisaniu odpowiedniej ilości „rozpraw” i zorganizowaniu licznych seminariów i konferencji, „Zero tolerancji” z ideologicznego, miałkiego konstruktu awansuje do rangi naukowej prawdy. Trzeba zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do krytyków „teorii zbitej szyby”, czy „Zera tolerancji”, teksty ich apologetów nie były publikowane w żadnych poważnych, prestiżowych periodykach naukowych. Z reguły były to książki czy czasopisma finansowane przez neoliberalne think-tanki, takie jak Heritage Foundation, czy Manhattan Institute. Tym samym „dzieła” teoretyków spod znaku „zera tolerancji” nie przeszły ani procesu recenzenckiego, ani nie zostały poddane jakiejkolwiek innej naukowej weryfikacji.

Podpisanie się pod kandydaturą Giulianiego do tytułu doktora honoris causa kadry naukowej Uniwersytetu Łódzkiego i innych polskich uczelni publicznych jest częścią tego procesu legitymizacji neoliberalnej ortodoksji i ideologicznej mistyfikacji. Nawet, jeśli wspomniani naukowcy zignorowali narzucające się wnioski dotyczące charakteru programu „Zero tolerancji”: jako działań generujących – a nie rozwiązujących – problemy społeczne, to same wątpliwe i szeroko krytykowane „naukowe podstawy” tej strategii powinny być wystarczającym powodem do tego, by odrzucić pomysł nagradzania Giulianiego tytułem doktora honoris causa. Niestety jednak, „produkowanie konsensusu” ma się na Uniwersytecie Łódzkim bardzo dobrze – ze szkodą dla etosu nauki i wbrew maksymie pierwszego rektora Uniwerstetu.

czwartek, 23 czerwca 2011

Strefa specjalnie tania

Niestety, w ostatnim czasie blog dotknęła poważna anemia. Niemniej! w ostatnim czasie ukazał się na stronie Res Publiki Nowej mój tekst o SLD, kolejny jest już napisany i miejmy nadzieję niedługo ujrzy światło dzienne, zaś jeszcze jeden jest zaczęty i czeka na lepsze czasy (oby nadeszły). Żeby "coś się działo" wrzucam tekst będący częścią lewicowej diagnozy i postulatów dla Łodzi ze strony łódzkiego Klubu Krytyki Politycznej i Młodych Socjalistów. A niedługo, chyba, nowy materiał.

---

Strefa specjalnie tania

Czym są tzw. specjalne strefy ekonomiczne? To wydzielona część terytorium kraju, w której działalność gospodarcza może być prowadzona w preferencyjnych warunkach, tj. przedsiębiorstwom, które uzyskały zezwolenie na działalność w strefie, przysługuje pomoc publiczna w formie zwolnienia podatkowego. Specjalne Strefy Ekonomiczne od ok. 10 lat istnieją także w Polsce.

Uzasadnieniem powstania SSE jest chęć ściągnięcia do danego kraju/regionu/miasta inwestorów poprzez zaoferowanie im niezwykle korzystnych warunków działalności gospodarczej. Może się to wydawać zrozumiałe w kontekście procesów globalizacyjnych, w wyniku których poszczególne państwa zmuszone są, by konkurować o zainteresowanie firm i przedsiębiorstw, uwolnionych od więzów i ograniczeń. Jednak sam rzut oka na zestawienie krajów, w których działają SSE, daje do myślenia. Są to kraje przede wszystkim tzw. Trzeciego Świata oraz gospodarki kilku krajów rozwijających się: Chiny, Indie, Iran, Jordan, Kazachstan, Rosja, Białoruś, a od 2005 roku także Ukraina. Nazbyt często służą one międzynarodowym gigantom jako rezerwuary drastycznie taniej „siły roboczej”, pozbawionej ochrony prawnej i reprezentacji związkowej. W tym gronie znajduje się także Polska oraz Łódź.

Na swojej stronie internetowej Łódzka Specjalna Strefa Ekonomiczna chwali się m.in. dynamicznym rozwojem sektora BPO – Business Process Offshoring. Czym jest BPO? Niczym innym jak usługami outsourcingowymi – co w skrócie oznacza zatrudnianie pracowników na umowy zlecenie bądź umowy o dzieło przez pośredniczące agencje pracy tymczasowej, co oznacza zdecydowaną redukcję kosztów dla firm korzystającej z ludzkiej pracy i tym samym większe zyski. Oznacza to również zdecydowanie mniejsze zarobki pracowników czy brak ubezpieczenia – tożsame z niestabilnością i niepewnością jutra.

Dotychczas brakowało rzetelnej debaty publicznej o Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej. Media ograniczały się z reguły do informowania o tym, ile nowych miejsc pracy zostanie utworzonych w strefie lub o wysokości poszczególnych inwestycji. Dlatego też postulujemy dokonanie niezależnego audytu funkcjonowania ŁSSE z oszacowaniem zysków w postaci faktycznie nowych miejsc pracy utworzonych dzięki istnieniu strefy, wysokości zarobków w strefie w stosunku do średniej województwa łódzkiego i miasta Łodzi, a także wysokości potencjalnych strat, wynikających z ogromnej ilości ulg i zwolnień z podatków. Przy uwzględnieniu np. tego, że obszar ŁSSE obejmuje nie tylko Łódź i województwo łódzkie, ale także Wielkopolskę i Mazowsze. Dopiero posiadanie takich informacji umożliwi zainicjowanie prawdziwej debaty publicznej na temat zasadności funkcjonowania ŁSSE.

Łódź, jako duże polskie miasto, najprawdopodobniej nigdy nie wygra z krajami biednego Globalnego Południa w dumpingu socjalnym, ogromnych ulgach podatkowych i uelastycznianiu rynku pracy. Z tego względu,a także dla zachowania zasad etyki, tak często przecież łamanych w historii Łodzi przemysłowej – powinniśmy porzucić tę drogę. Zamiast tego miasto powinno przede wszystkim dyskontować swoje położenie w centrum Polski i Europy oraz włókiennicze tradycje, znajdujące kontynuację w badaniach i odkryciach Instytutu Włókiennictwa Politechniki Łódzkiej. Do miasta z rozbudowanym zapleczem infrastrukturalnym i badawczym inwestorzy przybędą bez konieczności udzielania olbrzymich zwolnień z podatków. Bo bez nich, z pustą kasą, Łódź najprawdopodobniej dalej będzie stała na miejskiej mieliźnie.