niedziela, 17 lipca 2011

Pacyfka na karabinie

Come on Wall Street, don't be slow,
Why man, this is war au-go-go
There's plenty good money to be made
By supplying the Army with the tools of its trade


15 lutego 2004 roku kończyłem 16 lat i byłem ostro subkulturowującym się, ale jeszcze nie politycznym, młodzieńcem. Było to blisko rok po inwazji na Irak - agresji sprzeciwiała się ponad połowa polskiego społeczeństwa. Agresji, dodajmy, w świetle prawa nielegalnej zarówno z prawem krajowym, jak i międzynarodowym. Mimo to, wszystkie główne siły polityczne kraju, przy niezwykłej pomocy gorliwych mediów z Gazetą Wyborczą, tzn. Wojenną, na czele, tłukły nam wszystkim po głowie młotkiem z napisem "patriotyzm". Cytat z posła Jaskierni, w trakcie sejmowej dyskusji: "Jest niezwykle istotne, Wysoka Izbo, że w tej sprawie nie ma podziału między koalicją a opozycją, że nie w tych kategoriach próbujemy patrzeć na sprawę. Jest ważnym faktem politycznym, że dwa wielkie ugrupowania opozycyjne: Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość, są pośród tych, którzy rozumieją polską rację stanu. To test dla Polski".

Nie wiem, jaką ocenę przyjmuje się w przypadku "testu dla Polski". Może liczbę trupów? Jeśli tak, no to tutaj polska racja stanu zdała test na 5 z plusem. Udokumentowane straty tylko wśród ludności cywilnej Iraku wynoszą od 101,837 do 111,294 tysięcy (od początku inwazji do dziś). Doliczmy rannych, torturowanych i upokarzanych w Abu Ghraib, Guantanamo czy Starych Kiejkutach, osierocone dzieci, zniszczoną infrastrukturę i tak dalej - i możemy poklepać "naszych chłopców" po plecach z powodu dobrze wykonanej roboty. A Michnika, że tak dobrze potrafił ocenić, że będzie to "wojna sprawiedliwa".

W każdym razie - w 2004 roku pojechałem także na swój pierwszy w życiu Przystanek Woodstock. Uznałem to za niesamowite przeżycie: kilkaset tysięcy ludzi, w ogromnej większości nastawionych do siebie przyjaźnie i pokojowo, cieszących się muzyką i choć trochę wskrzeszających wielki mit 1969 roku i tamtego koncertu na polu w Woodstock. Miałem też poczucie, że jestem tam, gdzie bije być może nie silny, ale na pewno wyczuwalny puls kontestacji. To wszystko poszło się j**ać 4 lata później, na moim piątym i dotychczas ostatnim Przystanku Woodstock.

Okazało się, że Woodstock to kolejny brand, ładny znaczek (tak jak pacyfka), który jeśli chcesz, możesz sobie nakleić nawet na czołg albo Rosomaka. Ani Jurek Owsiak, ani gros uczestników i uczestniczek Przystanku nie miało ani odrobiny poczucia odstawianej tam żenady. Bo inaczej występu jednego z najbardziej twardogłowych neoliberalnych zbrodniarzy oraz reklamy Wojska Polskiego nie da się nazwać.

W tym roku Jurek Owsiak kontynuuje swoją dobrą rękę do wybierania najbardziej nieodpowiednich osób do zapraszania na imprezę ze słowem "Woodstock" w nazwie. Panie i Panowie, tym razem, w namiocie Akademii Sztuk Przepięknych, specjalnie dla Was: Pan Premier Marek Belka! Znany też jako członek kolonialnej ekspedycji irackiej, zwanej "misją stabilizacyjną".

Wygląda na to, że tym roku pojadę na Przystanek Woodstock. I skoro już tam będę, to mam wielką ochotę przywitać Marka Belkę tak, jak na to zasługuje. A Wy?