niedziela, 23 stycznia 2011

Groza życia na zamkniętym osiedlu

Wśród grup, które w Polsce mają totalnie przewalone, są członkowie i członkinie wyższej klasy średniej i (części) średniej. Mieszkanie dajmy na to - człowiek chce ładnie mieszkać, wygodnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Oczywistym wyborem będzie więc mieszkanie na ładnym, wygodnym i przede wszystkim bezpiecznym strzeżonym osiedlu.

Kupiłem. Przez rok jak w folderze. Spokojnie, bezpiecznie, czysto.

Ale potem zaczęło się coś pieprzyć:

wróg przyczaił się w środku. Podpalał i spuszczał powietrze z kół.

- mówi nam w tekście z Wyborki jeden z wielu sterroryzowanych mieszkańców poznańskiego zamkniętego osiedla. Już od czasów propagandy PRL wiemy, że najgroźniejszy wróg to ten wewnętrzny. Tym razem jednak nie sabotuje on zakładów pracy i nie kradnie jego owoców - tym razem jego działania wymierzone są bezpośrednio w tych, którzy tworzą nasz wspólny dobrobyt - klasę średnią.

Kto jest wrogiem? Najpierw okazuje się nim być niania:

Żona do mnie dzwoni. Przyłapała nianię na kradzieży filmów DVD. Wcześniej ginęło jedzenie, książki dla dzieci, zabawki. Niania wylatuje z pracy, a ja zastanawiam się, co jeszcze ukradła i czy nie wywiozła tego wózkiem sąsiadów.

Potem dochodzi do walk wewnętrznych o miejsca parkingowe. Jak wiem z mojego własnego terenu, miejsca parkingowe to kolejna z wielu dotkliwych bolączek mieszkańców zamkniętych osiedli. Ich brak w zasadzie równoznaczny jest z łamaniem, a przynajmniej naruszaniem prawa każdego człowieka do posiadania co najmniej dwóch miejsc parkingowych na rodzinę. Wracając jednak do Poznania, w wewnętrzne spory:

Straż miejska i policja nie chcą się wtrącać, bo traktują uliczki osiedlowe jak prywatną własność. Rzecznik poznańskich strażaków Przemysław Piwecki tłumaczy mi, że jest problem, bo nie ma tu jasnych przepisów.

Tym razem pozostaje chyba jednak pogratulować straży miejskiej i policji rozsądku. Tymczasem, po wojnie o miejsca parkingowe zaczynają się... podpalenia samochodów:

(...) koleżanka z sąsiedniego osiedla, ale bez płotów i ochrony, mówiła, że "czuć było w nocy swąd palących się mercedesów".

Potem koleżanka dodała zapewnie, parafrazując klasyka: "Uwielbiam swąd palących się mercedesów o poranku". Kto okazuje się zbrodniarzem?

Policja prowadzi go w kajdankach. Naszego ochroniarza.

Przydługi tekst o niedoli middle class kończy się takim oto podsumowaniem:

A jak jest na innych osiedlach? Wielkopolska komenda porównała na moją prośbę nasze zamknięte osiedle z podobnym, ale bez ochrony, szlabanów, za to z ławkami.

Czytam wyniki. U nas więcej wszystkiego. Cztery razy więcej kradzieży i włamań, siedem razy więcej przypadków zniszczonego prywatnego dobytku. Pożarów jeszcze do statystyki nie wrzucili.

***

Oczywiste? Jak widać nie dla wszystkich. Zamknięte osiedla rosną dalej, jako niezwykle atrakcyjny symbol statusu oraz gwarancja, iluzoryczna jak widać, bezpieczeństwa. Wraz z osiedlami rosną antagonizmy klasowe - niestety, tego wątku tekst już nie rozwija. Niania i ochroniarz oraz ich działania zredukowane zostają do figury "wroga", tym groźniejszego, że znajdującego się tak blisko ("wewnątrz") i z usług którego mieszkańcy zamkniętych osiedli zmuszeni są korzystać. Tak więc walka o przestrzeń, getryfikacja to kolejna odsłona walki klasowej. I na razie jej przebieg jest całkowicie jednostronny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz