Zgodnie z zapowiedzią ciąg dalszy nastąpił. Przyjrzyjmy się więc samej idei kreatywności, za punkt wyjścia biorąc wspomniany już łódzki przykład "przemysłów kreatywnych".
Idea "kreatywności" leży w płynnokapitalistycznym słowniku zaraz obok "elastyczności". O ile płynni kapitaliści domagają się, byśmy byli, przede wszystkim, zawsze "elastyczni" (przychodzili i odchodzili w miarę ich, a nie naszych, potrzeb); o ile "elastyczność" to główny składnik ponowoczesnego kapitalistycznego tortu, to "kreatywność", wraz z zestawem kilku innych określeń (typu "lubiący wyzwania", obowiązkowo wpisywanych do cefałek), jest lukrem, ozdobnikami, wreszcie: wisienką na torcie. I jak to z wisienkami na torcie bywa - dostępną dla nielicznych.
Czym jest kreatywność? Nudna słownikowa (Ok, nie tyle słownikowa, co z Wikipedii, lenistwo, przeprosiak) definicja mówi:
Kreatywność (postawa twórcza; od łac. creatus czyli twórczy) - proces umysłowy pociągający za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji, lub nowych skojarzeń, powiązań z istniejącymi już ideami i koncepcjami. Myślenie kreatywne, to myślenie prowadzące do uzyskania oryginalnych i stosownych rozwiązań.
Zaś internetowa wersja Słownika Języka Polskiego o słowie "kreatywny" mówi:
tworzący coś nowego lub oryginalnego
Tak więc jest tu już kilka ważnych informacji. Mowa jest o "nowych ideach, koncepcjach" i o "oryginalnych i stosownych rozwiązaniach". Definicja nie określa i tym samym nie ogranicza możliwości stosowania pojęcia "kreatywności" do konkretnego obszaru np. gospodarki, polityki, i tak dalej. Tyle więc teoria...
W praktyce, hasło "kreatywności" jest częścią propagandowej nowomowy zaprzęgniętej do kolejnej odsłony klasowej walki. Bardzo trafnie pisze o tym Elizabeth Dunn w "Prywatyzując Polskę", analizując nowe koncepcje osoby, które pojawiły się w polskiej wersji kapitalizmu, za przykład biorąc reklamę napoju Frugo:
Pojęcia, tak błyskotliwie i zabawnie użyte w reklamie frugo, były częścią większego procesu, w którym niektórych ludzi kategoryzowano jako "elastycznych", "racjonalnych" i "indywidualistycznych", podczas gdy innym przylepiano etykietę "biernych", "kolektywistycznych" i "sztywnych", a więc a priori niezdolnych do odegrania wiodącej roli w "transformacji" ekonomicznej".
Od premiery reklam Frugo minęło już 15 lat, a stanowić może ona wciąż bardzo dobry punkt odniesienia do analizy "kreatywności", szczególnie zaś idei "przemysłów kreatywnych". Czym są przemysły kreatywne? Definiowane są one na tej granciarskiej stronie jako działalność w nast. obszarach:
1. Sztuka (sztuki performatywne i fotografia, sztuki wizualne i wydarzenia artystyczne itd.).
2. Media i rozrywka (film, sektor audiowizualny, literatura i dziennikarstwo itd.).
3. Usługi biznesu kreatywnego (design, moda, architektura, nowe media i gry, reklama itd.).
Jak widać, są to ci, którzy robią w nadbudowie (wulgarny marksizm FTW!). Bądź, innymi słowami: "wytwarzający i wykorzystujący prawa własności intelektualnej”. Poprzez przemysł kreatywny i takie jego zdefiniowanie kojarzy się jednocześnie samą ideę kreatywności z kilkoma wąskimi, określonymi grupami. Kreatywni stają się więc tylko ci, którzy zajmują się tworzeniem opakowań, obrazów, znaków, nie zaś produktów. Jest to oczywiście w pełni zgodne z dość starą już wiedzą o tym, że to opakowanie tworzy produkt, że to otoczka jest tym, co jest pożądane i konsumowane. Konsekwencją - "uwolnienie się" wielkich korporacji od "ciężkiej" produkcji na rzecz "lekkiego" marketingu (No Logo etc.). Idea przemysłów kreatywnych jest więc integralnym elementem organizacji współczesnego globalnego porządku - ale o tym kiedy indziej.
Wracając do głównego wątku - idea "przemysłów kreatywnych", by mogła zaistnieć, potrzebuje negatywnego punktu odniesienia. Jest nim oczywiście zwykły przemysł, ale także bardzo duża część usług - i wszyscy, którzy w tych sektorach pracują. Tak jak w reklamie frugo i polityce marketingowej i wewnętrznej Alimy Gerber w początkach lat '90 - negatywnym punktem odniesienia są "robole", wszyscy ci nieelastyczni i niekreatywni ludzie.
Na przykładzie "kreatywności" widać jak na dłoni, jak łatwo dochodzi z klasistowską motywacją do fałszerstwa słów i manipulacji nimi. Bo czy każdy i każda pracująca w designie, dziennikarstwie, nowych mediach etc. - jest kreatywna/y? Przecież spora część webdesignerów i/lub programistów stawiając stronę za stroną nie jest ani trochę kreatywna - wykorzystując w pracy raz za razem te same szablony (często darmowe), te same metody i rozwiązania, stworzone przez kogoś zupełnie innego. Moda na fotografię, panująca od już jakiegoś czasu, przynosi ze sobą zalew amatorów i pół-amatorów, robiących wciąż te same, pozujące na artystowskie, czarno-białe zdjęcia. Część z nich trafia w końcu do zawodu, gdzie... z reguły będzie robiła dokładnie to samo.
Przykłady można by mnożyć. Ich ostatecznym, głównym wcieleniem jest natomiast postać hipstera, będąca zupełnie nieintencjonalnie parodią samej siebie. Hipster to doskonałe ucieleśnienie bezmyślnego etykietowania "kreatywnością", gdzie idea zostaje utożsamiona ze stylem i pozą, które ostatecznie często za wiele wspólnego z faktyczną kreatywnością nie ma.
Znów przydatny będzie przykład Alimy Gerber. Dunn pisze o wartościowaniu pracy w Alimie, i związanych z tym procedurach oceny pracowników i poszczególnych stanowisk pracy w firmie:
(...) mimo, że poszczególne stanowiska pracy miały być oceniane za pomocą określonych kryteriów, bardzo często już sam typ stanowiska decydował o liczbie punktów, jaką mu przyznano. Widać to wyraźnie w (...) kluczu analitycznym dla kategorii "innowacyjność i kreatywność". (...) W ten sposób pracownik produkcyjny otrzymuje zero punktów za "innowacyjność i kreatywność" z definicji, a nie w wyniku empirycznej analizy jego zadań.
I dalej:
Proces oceny nadawał systemowi autorytetu "obiektywizmu i naukowości", ukrywając społeczną naturę władzy w przedsiębiorstwie. (...) Firmie zależało, aby robotnicy i związkowcy przestali protestować przeciwko rosnącym różnicom w wysokości wynagrodzeń i dodatków.
Tymczasem, pracownicy i pracownice produkcyjne Alimy wykazywały się niekiedy olbrzymią innowacyjnością i kreatywnością, wyniesioną jeszcze z czasów socjalistycznej gospodarki niedoborów - obmyślając proces produkcji i przestawiając maszyny tak, by można było wyprodukować coś z tego, co akurat było pod ręką. Było to możliwe tylko dzięki inwencji i kreatywności pracowników i pracownic produkcji, którzy/e posiadali największą wiedzę na temat funkcjonowania linii i maszyn.
Zestawiając to ze smętnymi hipsterami w obcisłych spodniach, zajmujących się dizajnem i projektami trzeba dojść do konkluzji, że posiadanie iPhone'a, iPada, Maca, cyfrowej lustrzanki i/lub umiejętności założenia strony na Wordpressie nie czyni nikogo kreatywnym. Tak samo, jak umiejętność posługiwania się Photoshopem. Coś takiego jak klasa kreatywna nie istnieje. Jest tylko banda cwaniaków i pozerów, której istnienie ma rację bytu tylko dzięki odgrywaniu przez nich określonej kreacji grupy, która jest bardziej twórcza/kreatywna/elastyczna/kulturalna - i przez to lepsza. W historii walk klasowych nie jest to zasadniczo nic nowego.
***
Starałem się w tej notce z grubsza nakreślić możliwość krytyki operowania w dyskursie publicznym kilkoma pojęciami, przede wszystkim "kreatywności" i "przemysłów kreatywnych", fałszujących i manipulujących rzeczywistością na korzyść wyżej postawionych i bardziej uprzywilejowanych w społecznej hierarchii. Bo, szczerze mówiąc, nic mnie tak ostatnio nie wkurwia jak mędzenie o "przemysłach kreatywnych" właśnie.
Idea "kreatywności" leży w płynnokapitalistycznym słowniku zaraz obok "elastyczności". O ile płynni kapitaliści domagają się, byśmy byli, przede wszystkim, zawsze "elastyczni" (przychodzili i odchodzili w miarę ich, a nie naszych, potrzeb); o ile "elastyczność" to główny składnik ponowoczesnego kapitalistycznego tortu, to "kreatywność", wraz z zestawem kilku innych określeń (typu "lubiący wyzwania", obowiązkowo wpisywanych do cefałek), jest lukrem, ozdobnikami, wreszcie: wisienką na torcie. I jak to z wisienkami na torcie bywa - dostępną dla nielicznych.
Czym jest kreatywność? Nudna słownikowa (Ok, nie tyle słownikowa, co z Wikipedii, lenistwo, przeprosiak) definicja mówi:
Kreatywność (postawa twórcza; od łac. creatus czyli twórczy) - proces umysłowy pociągający za sobą powstawanie nowych idei, koncepcji, lub nowych skojarzeń, powiązań z istniejącymi już ideami i koncepcjami. Myślenie kreatywne, to myślenie prowadzące do uzyskania oryginalnych i stosownych rozwiązań.
Zaś internetowa wersja Słownika Języka Polskiego o słowie "kreatywny" mówi:
tworzący coś nowego lub oryginalnego
Tak więc jest tu już kilka ważnych informacji. Mowa jest o "nowych ideach, koncepcjach" i o "oryginalnych i stosownych rozwiązaniach". Definicja nie określa i tym samym nie ogranicza możliwości stosowania pojęcia "kreatywności" do konkretnego obszaru np. gospodarki, polityki, i tak dalej. Tyle więc teoria...
W praktyce, hasło "kreatywności" jest częścią propagandowej nowomowy zaprzęgniętej do kolejnej odsłony klasowej walki. Bardzo trafnie pisze o tym Elizabeth Dunn w "Prywatyzując Polskę", analizując nowe koncepcje osoby, które pojawiły się w polskiej wersji kapitalizmu, za przykład biorąc reklamę napoju Frugo:
Pojęcia, tak błyskotliwie i zabawnie użyte w reklamie frugo, były częścią większego procesu, w którym niektórych ludzi kategoryzowano jako "elastycznych", "racjonalnych" i "indywidualistycznych", podczas gdy innym przylepiano etykietę "biernych", "kolektywistycznych" i "sztywnych", a więc a priori niezdolnych do odegrania wiodącej roli w "transformacji" ekonomicznej".
Od premiery reklam Frugo minęło już 15 lat, a stanowić może ona wciąż bardzo dobry punkt odniesienia do analizy "kreatywności", szczególnie zaś idei "przemysłów kreatywnych". Czym są przemysły kreatywne? Definiowane są one na tej granciarskiej stronie jako działalność w nast. obszarach:
1. Sztuka (sztuki performatywne i fotografia, sztuki wizualne i wydarzenia artystyczne itd.).
2. Media i rozrywka (film, sektor audiowizualny, literatura i dziennikarstwo itd.).
3. Usługi biznesu kreatywnego (design, moda, architektura, nowe media i gry, reklama itd.).
Jak widać, są to ci, którzy robią w nadbudowie (wulgarny marksizm FTW!). Bądź, innymi słowami: "wytwarzający i wykorzystujący prawa własności intelektualnej”. Poprzez przemysł kreatywny i takie jego zdefiniowanie kojarzy się jednocześnie samą ideę kreatywności z kilkoma wąskimi, określonymi grupami. Kreatywni stają się więc tylko ci, którzy zajmują się tworzeniem opakowań, obrazów, znaków, nie zaś produktów. Jest to oczywiście w pełni zgodne z dość starą już wiedzą o tym, że to opakowanie tworzy produkt, że to otoczka jest tym, co jest pożądane i konsumowane. Konsekwencją - "uwolnienie się" wielkich korporacji od "ciężkiej" produkcji na rzecz "lekkiego" marketingu (No Logo etc.). Idea przemysłów kreatywnych jest więc integralnym elementem organizacji współczesnego globalnego porządku - ale o tym kiedy indziej.
Wracając do głównego wątku - idea "przemysłów kreatywnych", by mogła zaistnieć, potrzebuje negatywnego punktu odniesienia. Jest nim oczywiście zwykły przemysł, ale także bardzo duża część usług - i wszyscy, którzy w tych sektorach pracują. Tak jak w reklamie frugo i polityce marketingowej i wewnętrznej Alimy Gerber w początkach lat '90 - negatywnym punktem odniesienia są "robole", wszyscy ci nieelastyczni i niekreatywni ludzie.
Na przykładzie "kreatywności" widać jak na dłoni, jak łatwo dochodzi z klasistowską motywacją do fałszerstwa słów i manipulacji nimi. Bo czy każdy i każda pracująca w designie, dziennikarstwie, nowych mediach etc. - jest kreatywna/y? Przecież spora część webdesignerów i/lub programistów stawiając stronę za stroną nie jest ani trochę kreatywna - wykorzystując w pracy raz za razem te same szablony (często darmowe), te same metody i rozwiązania, stworzone przez kogoś zupełnie innego. Moda na fotografię, panująca od już jakiegoś czasu, przynosi ze sobą zalew amatorów i pół-amatorów, robiących wciąż te same, pozujące na artystowskie, czarno-białe zdjęcia. Część z nich trafia w końcu do zawodu, gdzie... z reguły będzie robiła dokładnie to samo.
Przykłady można by mnożyć. Ich ostatecznym, głównym wcieleniem jest natomiast postać hipstera, będąca zupełnie nieintencjonalnie parodią samej siebie. Hipster to doskonałe ucieleśnienie bezmyślnego etykietowania "kreatywnością", gdzie idea zostaje utożsamiona ze stylem i pozą, które ostatecznie często za wiele wspólnego z faktyczną kreatywnością nie ma.
Znów przydatny będzie przykład Alimy Gerber. Dunn pisze o wartościowaniu pracy w Alimie, i związanych z tym procedurach oceny pracowników i poszczególnych stanowisk pracy w firmie:
(...) mimo, że poszczególne stanowiska pracy miały być oceniane za pomocą określonych kryteriów, bardzo często już sam typ stanowiska decydował o liczbie punktów, jaką mu przyznano. Widać to wyraźnie w (...) kluczu analitycznym dla kategorii "innowacyjność i kreatywność". (...) W ten sposób pracownik produkcyjny otrzymuje zero punktów za "innowacyjność i kreatywność" z definicji, a nie w wyniku empirycznej analizy jego zadań.
I dalej:
Proces oceny nadawał systemowi autorytetu "obiektywizmu i naukowości", ukrywając społeczną naturę władzy w przedsiębiorstwie. (...) Firmie zależało, aby robotnicy i związkowcy przestali protestować przeciwko rosnącym różnicom w wysokości wynagrodzeń i dodatków.
Tymczasem, pracownicy i pracownice produkcyjne Alimy wykazywały się niekiedy olbrzymią innowacyjnością i kreatywnością, wyniesioną jeszcze z czasów socjalistycznej gospodarki niedoborów - obmyślając proces produkcji i przestawiając maszyny tak, by można było wyprodukować coś z tego, co akurat było pod ręką. Było to możliwe tylko dzięki inwencji i kreatywności pracowników i pracownic produkcji, którzy/e posiadali największą wiedzę na temat funkcjonowania linii i maszyn.
Zestawiając to ze smętnymi hipsterami w obcisłych spodniach, zajmujących się dizajnem i projektami trzeba dojść do konkluzji, że posiadanie iPhone'a, iPada, Maca, cyfrowej lustrzanki i/lub umiejętności założenia strony na Wordpressie nie czyni nikogo kreatywnym. Tak samo, jak umiejętność posługiwania się Photoshopem. Coś takiego jak klasa kreatywna nie istnieje. Jest tylko banda cwaniaków i pozerów, której istnienie ma rację bytu tylko dzięki odgrywaniu przez nich określonej kreacji grupy, która jest bardziej twórcza/kreatywna/elastyczna/kulturalna - i przez to lepsza. W historii walk klasowych nie jest to zasadniczo nic nowego.
***
Starałem się w tej notce z grubsza nakreślić możliwość krytyki operowania w dyskursie publicznym kilkoma pojęciami, przede wszystkim "kreatywności" i "przemysłów kreatywnych", fałszujących i manipulujących rzeczywistością na korzyść wyżej postawionych i bardziej uprzywilejowanych w społecznej hierarchii. Bo, szczerze mówiąc, nic mnie tak ostatnio nie wkurwia jak mędzenie o "przemysłach kreatywnych" właśnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz