poniedziałek, 23 stycznia 2012

Przeciw ogradzaniu Internetu



Faktycznie, w takim zestawieniu nagła mobilizacja w związku z SOPA/PIPA i ACTA może wyglądać: trywialnie, infantylnie, śmiesznie. Czy jednak tak faktycznie jest? Czy warto w jakikolwiek sposób dezawuować falę powszechnego oburzenia na to, co szykują nam rządzący? Dlaczego to właśnie ta sprawa - a nie dajmy na to klęska żywiołowa bądź umierające dzieci w Afryce - wzbudziła tak gwałtowne poruszenie?

Jest to sytuacja, w której dąży się do ograniczenia dostęp do powszechnych dóbr - Internetu, wraz ze swoimi naprawdę niezmierzonymi zasobami wytworów kultury i nauki - z którego korzystają miliony ludzi na całym świecie. W wielkim skrócie: widzę tu analogię do ogradzania ziemi przez angielską szlachtę. Do przypadku, o którym pisał Marks i który przytacza Bensaid w Wywłaszczonych: ograniczenia przez sąd jednego z niemieckich landów powszechnego prawa do korzystania z zasobów lokalnych lasów. Choć posiadały one prywatnych właścicieli, prawo zwyczajowe stanowiło, że w sytuacjach potrzeby jak najbardziej dopuszczalne jest korzystanie z nich - przez każdego.

Dopiero arbitralna decyzja sądu, wywołana działaniami właścicieli lasów, doprowadziła do penalizacji korzystania z tego - niewątpliwie powszechnego dotychczas - prawa do zasobów lasu. Sytuacja staje się jeszcze bardziej skrajna w przypadku obecnych zakusów rządów (państw wysoko "rozwiniętych") i międzynarodowych instytucji. Bo tym razem chodzi nie o drewno, a o to, co czyni nas ludźmi - naszą kulturę.

W czasach, gdy jakość życia - z powodu rosnącej niepewności zatrudnienia, obniżania się jakości usług publicznych bądź ich całkowitego zaniku, rosnących kosztów utrzymania przy stojących w miejscu płacach - ciągle się pogarsza, tak szeroki i powszechny dostęp do dóbr kultury stanowił dla wielu pewnego rodzaju rekompensatę. Bo po raz pierwszy chyba w historii tak wielu miało dostęp do tak ogromnej ilości informacji i dzieł kultury. Niskiej, wysokiej, masowej, popularnej, elitarnej, niszowej, alternatywnej - nagle oto dostaliśmy dostęp do całego, wielkiego magazynu pełnego "produktów", dostępnych w dużej mierze za darmo.

W czasach nie dającego się zatrzymać pochodu finansjalizacji, o której pisze Jacek Żakowski, Internet był więc ostoją "commons" - wspólnych dóbr, dostępnych każdemu/każdej. Jak może dziwić więc fakt, że pokolenie wychowane na tych wspólnych dobrach teraz staje do walki w ich obronie? I jakże miałoby dziwić, że do ataku na te dobra przystępują ci, którzy mają największe możliwości i szanse zarobienia na nich? Megakorporacje, działające w obszarach przemysłów rozrywkowych i kulturowych; koncerny farmaceutyczne; wreszcie, pojedynczy twórcy będący artystycznymi odpowiednikami typowych "fat cats" (vide ponury średniowieczny chuj Zbigniew Hołdys).

Wszystkim autorom/autorkom dzieł kultury i osiągnięć nauki należy się godziwe, odpowiednie do wartości ich pracy twórczej/naukowej wynagrodzenie. A nie wieczna renta dla nielicznych z nich. Chopin, Beethoven, Chaplin, Beatlesi, Picasso, małżeństwo Curie tworzyli przed finansjalizacją. Ludzie płacili za koncert, nuty, książki, obrazy, odkrycia. Potem mogły one krążyć, być reprodukowane i udostępniane swobodnie. Dopóki między twórcą a odbiorcą nie było korporacji, której jedynym celem jest wynik finansowy.

piątek, 13 stycznia 2012

Kolejny krach systemu korporacji

Człowiek nigdy nie wie, kiedy natrafi na istotnie ważny komunikat serwisów informacyjnych. Oglądasz serial, potem zajmujesz się swoimi sprawami, zaczynasz robić tradycyjną rundkę po kilku ulubionych portalach, i tu nagle...

Eurozone crisis live: S&P cuts French credit rating on night of downgrades

Nie będę zanudzał szczegółami, ani relacjonował/tłumaczył tego, co sami sobie możecie przeczytać pod powyższym linkiem. Komentując natomiast wybrane fragmenty obecnej sytuacji:

- Jak słusznie zauważa Michael Fuchs, przewodniczący niemieckich chadeków, Standard and Poor's must stop playing politics... why doesn't it act on the highly indebted United States or highly indebted Britain? No właśnie, dlaczego? Ale to chyba pytanie retoryczne...

- Kolejny raz zapowiedź obniżenia ratingu nawet tylko o jeden stopień (jak w przypadku Francji) powoduje gigantyczny wybuch paniki. Obniżenia przez agencje, które wydawałoby się przy okazji wybuchu kryzysu w 2008 roku zbłaźniły się wystarczająco... Wciąż jednak grożenie przez nie palcem powoduje drgawki rządzących takich państw jak Francja.

- Co do Francji jeszcze: parlamentarzysta francuskich Socjalistów wykorzystał okazję, by zganić rząd Sarkozy'ego za "lekkomyślne fiskalne rozluźnienie", które Partia Socjalistyczna wielokrotnie "potępiała". Nie znam się na francuskiej polityce i na szczegółach ekonomicznej sytuacji Francji, ale czy poseł Partii Socjalistycznej ściga się właśnie z Sarkozym na cięcia?

- Na koniec: fiasko rozmów na temat redukcji greckiego zadłużenia, strony nie doszły do porozumienia. Co najpewniej oznacza tyle, że koniec z transzami pomocy finansowej - czyli ogłoszenie bankructwa przez Grecję. Bankructwo było do przewidzenia od dawna, rację mają ci, którzy wskazywali na korzyści wynikające z ogłoszenia go, like, pół roku temu. No ale nie - najpierw trzeba było przydusić grecki rząd m.in. do planu radykalnej prywatyzacji.

Czy szykuje się w związku z tym wszystkim gorąca wiosna? Bardzo możliwe, o ile nie uda się odwrócić naszej uwagi np. poprzez zaatakowanie Iranu (polecam notkę Fronesisa i komentarze pod nią).