niedziela, 14 października 2012

Polska, czyli gospodarka oparta na wiedzy

Jak informuje HotMoney.pl,

"Bezrobocie wśród młodych osób rośnie nieubłaganie. Studenci radzą sobie więc w inny sposób.

Z badań prof. Jacka Kurzępy z Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu wynika, że co piąty student w województwie zarabia w seksbiznesie.
W ubiegłym roku przepytano prawie 150 sponsorowanych studentek i studentów z 7 polskich uczelni.

Okazało się, że prostytucją na studiach zajmują się najczęściej 21-letnie studentki, które stanowią 29% z badanej grupy (najwięcej z kierunków filologicznych: 25%, i z pedagogiki: 18%) oraz 20-letni studenci, którzy stanowią 32% całości badanych (głównie z kierunków ścisłych i wychowania fizycznego, po 13,5%)."


Świetlana przyszłość studentów kierunków ścisłych w kraju gospodarki opartej na wiedzy.

wtorek, 2 października 2012

Ministerstwo Edukacji? Naprawdę?

Jeden z portali społecznościowych obiegły grafiki przedstawiające MEN-owskie wykresy dotyczące, kolejno: wzrostu subwencji oświatowej dla samorządów, spadku liczby uczniów wynikającego z niżu demograficznego oraz spadku liczby nauczycieli. Autorzy/autorki wykresów wykonali je bazując na danych z lat 2005-2012.

Bardzo szybko zauważono, że ze słupkami coś jest nie tak. Mianowicie - w żaden, absolutnie żaden sposób nie odzwierciedlają one danych, na których się opierają. Po bliższym przyjrzeniu się wygląda na to, że ludzie z MEN najprawdopodobniej rysowali sobie te wykresy w Paint'cie, do oryginalnych danych podchodząc "dość" swobodnie. Internautki szybko to zdebunkowały, a ja postanowiłem równie szybko wrzucić sobie dane do Calc'a i zobaczyć, co wyjdzie. Tak więc, jeśli chodzi o pomoc dla samorządów:





































Spadek liczby uczniów:

 



































Dlaczego Ministerstwo Edukacji Narodowej manipuluje własnymi wykresami? Głupota, brak kompetencji? Czy nieudolna propaganda, mająca pokazać "O jezu ile my wydajemy na oświatę przecież to wszystko jest nieproporcjonalne, trzeba ciąć ciąć ciąć"?

wtorek, 22 maja 2012

Innej lewicy nie będzie

W całej, dość dramatycznej i przykrej, sytuacji związanej z ostatnią nagonką na związki zawodowe, a głównie NSZZ "Solidarność", dostrzegam jeden plus. A mianowicie: możemy się jako lewica pozaparlamentarna w końcu policzyć.

Ostatnie miesiące, z debatą na temat reformy emerytalnej i dniem głosowania jej w Sejmie pokazały dość wyraźnie, jakie poszczególni aktorzy polityczni zajmują miejsca na naszej krajowej scenie. Najpierw więc, jako wierny sojusznik Donalda Tuska, ujawnił się Janusz Palikot. Lansujący się na nową siłę lewicową, uwiarygadniający się Piotrem Ikonowiczem i skupionymi wokół niego lokatorami i lokatorkami (niezłą ocenę wyborów politycznych Ikonowicza wykonał już Piotr Ciszewski). Palikot nie tylko poparł podniesienie wieku emerytalnego, ale robił co mógł, by odwrócić uwagę od meritum sprawy. Ruch Palikota błysnął w kwestii relacji "pracownicy - pracodawcy" także współtworzeniem z PO, w ramach Parlamentarnego Zespołu do spraw Wolnego Rynku, propozycji zmierzających np. do wyrzucenia związków zawodowych z zakładów pracy.

Przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego głosowali posłowie i posłanki: PiS, SP i SLD. Prospołeczny zapał obu partii ma jednak swoje granice - w postaci Wielkiego Narodowego Święta jakim ma być EURO 2012. Dziś Jarosław Kaczyński ogłosił, że w trakcie mistrzostw będzie panował spokój. Czytaj: PiS nie kiwnie palcem, by udzielić jakiegokolwiek poparcia dla jakichkolwiek związkowych, pracowniczych, lokatorskich czy innych - protestów. Zadowolony jest z tego, rzecz jasna, Leszek Miller, znany polski socjaldemokrata. To się, proszę Państwa, nazywa konsekwencja.

W tym kontekście, list otwarty wystosowany przez redakcję portalu Nowe Peryferie jest jedynym, odważnym głosem w słusznej obronie związków zawodowych przed jednym z najcięższych ataków ze strony establishmentu w ostatnich latach. Zaś lektura podpisów poparcia pod nim pokazuje, ile nas tak faktycznie jest. Nas, czyli osób stojących wyraźnie i konsekwentnie po stronie interesów większości. Tej większości, której rządzący odmówili prawa do samodecydowania - nie po raz pierwszy i z pewnością nie po raz ostatni.

Sytuacja materialna milionów pogarsza się w gruncie rzeczy z dnia na dzień. Budżety polskich miast świecą pustkami - by je dopiąć, władze tną wydatki na edukację, mieszkalnictwo, kulturę, transport publiczny. Wisienką na torcie obecnego wyzysku, którego ofiarą padamy my wszyscy, będzie EURO 2012. Międzynarodowe korporacje, na czele z UEFA, skolonizują już całkiem realnie i bezpośrednio przestrzeń publiczną naszych miast, osiągną też nieprawdopodobne zyski. Ilość pieniędzy, jaka z tego przypadnie nam - dostarczającym środków, takich jak stadiony, autostrady, strefy kibica, ogromne zaplecze infrastrukturalne i logistyczne - można ująć w promilach całej kwoty.

Czy będziemy chcieli zrobić coś dalej, gdy już się policzymy? Razem? Mam na to ogromną nadzieję. Bo innej lewicy, niż złożonej z was, podpisanych pod listem otwartym, nie będzie.


środa, 4 kwietnia 2012

Gazeta Wyborcza na bakier z faktami

Warto czasem czytać Wyborczą - po to, by na gorąco obserwować jak do lamusa odchodzą resztki rzetelności i uczciwości w debacie publicznej.

Oto Gazeta straszy na swoim portalu nagłówkiem: Przed wyborami prezydenckimi we Francji komunizm znów w modzie. Grę na przerażenie czytelników autorka tekstu, Dominika Pszczółkowska, zaczyna już we wstępie, określając Jean-Luc Melenchona, lidera Frontu Lewicy, mianem "ideologicznego negatywu Marine Le Pen". Klasyczna zagrywka ze strony neoliberalnego soldactwa: walka równorzędnych ekstremów. Bo jak wiadomo, rasizm i pogarda dla imigrantów są dokładnie tym samym, czym walka o prawa pracownicze.

Nie to jest jednak crème de la crème tego tekstu. Rewelacja nadchodzi w piątym akapicie, gdzie Pani Pszczółkowska pisze tak:

Melenchon chce wprowadzić 100-procentowy podatek od dochodów powyżej 360 tys. euro (czyli zabierać bogaczom całość zarobków)

The horror! Komuszy terror w najgorszym wydaniu!!!!11111jedenjedenjeden. No tyle, że nie.

Pani Pszczółkowska w swojej - zapewne błogiej - ignorancji i głębokim poważaniu dla tak staromodnych wartości, jak rzetelność, nie wiem: albo bezmyślnie skopiowała czyjąś notkę, albo równie bezmyślnie przetłumaczyła to, co znalazła na zachodnich serwisach. Bezmyślność ta zawiera się oczywiście w - za przeproszeniem - jebnięciu absolutnego idiotyzmu jakim jest "zabieranie bogaczom całości zarobków".

Wystarczy wpisać w Google sformułowanie "Melenchon tax rates", by oczom sikającego już po nogach przed wspomnianym komuszym terrorem czytelnika ukazała się ta strona:

http://www.guardian.co.uk/world/french-election-blog-2012/2012/mar/29/jean-luc-melenchon-france-rising-support

I to zdanie:
Anti-capitalist firebrand whose ideas include 100% fat cat tax on earnings above £300,000* wins attention and support in the polls.

Ja rozumiem, że nie każdy musi znać angielski. Doskonale wiem też, że nie każdy musi być ekspertem od systemów podatkowych. Ale jak dziennikarka gazety, uznawanej za poważną i opiniotwórczą, może tak kłamać albo bezmyślnie sadzić takie błędy - tego nie wiem. Dla Pani Pszczółkowskiej, i reszty redakcji Gazety na przyszłość: 100% tax on earnings above £300,000 znaczy tyle, co 100% stawka podatku od zarobków powyżej £300,000. Oznacza to, że w takim przypadku wspomniany bogacz, zarabiając np. 350,000£, oddaje państwu w postaci podatku dochodowego nie 350,000£, ale £50,000£. W przypadku podatku dochodowego dla dochodów powyżej 300,000£ w wysokości dajmy na to 50%, płaciłby on - od kwoty opodatkowania wynoszącej £50,000 - podatek dochodowy w wysokości 25,000£. Od pozostałej kwoty płaciłby on podatki dochodowe zgodnie z kolejnymi progami. Bardzo prosto jest to wytłumaczone chociażby tutaj: http://pl.wikipedia.org/wiki/Podatek_progresywny

I dziwić się później, że obowiązujący u nas system podatkowy jest postrzegany jako "represyjny", "socjalistyczny", i tak dalej...

UPDEJT* Jeden z dyskutantów na FB, znający się o niebo lepiej ode mnie na francuskiej polityce i w szczególności meandrach francuskiej lewicy dorzucił swoje trzy grosze, polecam przeczytać:

"W ogóle sama konstrukcja tego podatku przedstawiona w programie wyborczym jest bardzo ciekawa. Ustanawia ona pensję maksymalna jaką można zarobić, ale nie jest ona uzależniona od sztywnej wartości, jak tu jest podane tych 360 tys. Euro, ale jest dopasowana do zaleceń Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych (ETUC) zgodnie z którymi różnice między pensją najniższą i najwyższa nie powinny przekraczać stosunku 1:20. I tak zgodnie z programem pensja maksymalna ma być 20-krotnością pensji minimalnej. W takiej sytuacji, bogacz nie chcąc oddawać 100% swojej nadwyżki państwu będzie musiał podnieść pensje w swoim przedsiębiorstwie, żeby sam mógł zarabiać więcej."

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Przeciw ogradzaniu Internetu



Faktycznie, w takim zestawieniu nagła mobilizacja w związku z SOPA/PIPA i ACTA może wyglądać: trywialnie, infantylnie, śmiesznie. Czy jednak tak faktycznie jest? Czy warto w jakikolwiek sposób dezawuować falę powszechnego oburzenia na to, co szykują nam rządzący? Dlaczego to właśnie ta sprawa - a nie dajmy na to klęska żywiołowa bądź umierające dzieci w Afryce - wzbudziła tak gwałtowne poruszenie?

Jest to sytuacja, w której dąży się do ograniczenia dostęp do powszechnych dóbr - Internetu, wraz ze swoimi naprawdę niezmierzonymi zasobami wytworów kultury i nauki - z którego korzystają miliony ludzi na całym świecie. W wielkim skrócie: widzę tu analogię do ogradzania ziemi przez angielską szlachtę. Do przypadku, o którym pisał Marks i który przytacza Bensaid w Wywłaszczonych: ograniczenia przez sąd jednego z niemieckich landów powszechnego prawa do korzystania z zasobów lokalnych lasów. Choć posiadały one prywatnych właścicieli, prawo zwyczajowe stanowiło, że w sytuacjach potrzeby jak najbardziej dopuszczalne jest korzystanie z nich - przez każdego.

Dopiero arbitralna decyzja sądu, wywołana działaniami właścicieli lasów, doprowadziła do penalizacji korzystania z tego - niewątpliwie powszechnego dotychczas - prawa do zasobów lasu. Sytuacja staje się jeszcze bardziej skrajna w przypadku obecnych zakusów rządów (państw wysoko "rozwiniętych") i międzynarodowych instytucji. Bo tym razem chodzi nie o drewno, a o to, co czyni nas ludźmi - naszą kulturę.

W czasach, gdy jakość życia - z powodu rosnącej niepewności zatrudnienia, obniżania się jakości usług publicznych bądź ich całkowitego zaniku, rosnących kosztów utrzymania przy stojących w miejscu płacach - ciągle się pogarsza, tak szeroki i powszechny dostęp do dóbr kultury stanowił dla wielu pewnego rodzaju rekompensatę. Bo po raz pierwszy chyba w historii tak wielu miało dostęp do tak ogromnej ilości informacji i dzieł kultury. Niskiej, wysokiej, masowej, popularnej, elitarnej, niszowej, alternatywnej - nagle oto dostaliśmy dostęp do całego, wielkiego magazynu pełnego "produktów", dostępnych w dużej mierze za darmo.

W czasach nie dającego się zatrzymać pochodu finansjalizacji, o której pisze Jacek Żakowski, Internet był więc ostoją "commons" - wspólnych dóbr, dostępnych każdemu/każdej. Jak może dziwić więc fakt, że pokolenie wychowane na tych wspólnych dobrach teraz staje do walki w ich obronie? I jakże miałoby dziwić, że do ataku na te dobra przystępują ci, którzy mają największe możliwości i szanse zarobienia na nich? Megakorporacje, działające w obszarach przemysłów rozrywkowych i kulturowych; koncerny farmaceutyczne; wreszcie, pojedynczy twórcy będący artystycznymi odpowiednikami typowych "fat cats" (vide ponury średniowieczny chuj Zbigniew Hołdys).

Wszystkim autorom/autorkom dzieł kultury i osiągnięć nauki należy się godziwe, odpowiednie do wartości ich pracy twórczej/naukowej wynagrodzenie. A nie wieczna renta dla nielicznych z nich. Chopin, Beethoven, Chaplin, Beatlesi, Picasso, małżeństwo Curie tworzyli przed finansjalizacją. Ludzie płacili za koncert, nuty, książki, obrazy, odkrycia. Potem mogły one krążyć, być reprodukowane i udostępniane swobodnie. Dopóki między twórcą a odbiorcą nie było korporacji, której jedynym celem jest wynik finansowy.

piątek, 13 stycznia 2012

Kolejny krach systemu korporacji

Człowiek nigdy nie wie, kiedy natrafi na istotnie ważny komunikat serwisów informacyjnych. Oglądasz serial, potem zajmujesz się swoimi sprawami, zaczynasz robić tradycyjną rundkę po kilku ulubionych portalach, i tu nagle...

Eurozone crisis live: S&P cuts French credit rating on night of downgrades

Nie będę zanudzał szczegółami, ani relacjonował/tłumaczył tego, co sami sobie możecie przeczytać pod powyższym linkiem. Komentując natomiast wybrane fragmenty obecnej sytuacji:

- Jak słusznie zauważa Michael Fuchs, przewodniczący niemieckich chadeków, Standard and Poor's must stop playing politics... why doesn't it act on the highly indebted United States or highly indebted Britain? No właśnie, dlaczego? Ale to chyba pytanie retoryczne...

- Kolejny raz zapowiedź obniżenia ratingu nawet tylko o jeden stopień (jak w przypadku Francji) powoduje gigantyczny wybuch paniki. Obniżenia przez agencje, które wydawałoby się przy okazji wybuchu kryzysu w 2008 roku zbłaźniły się wystarczająco... Wciąż jednak grożenie przez nie palcem powoduje drgawki rządzących takich państw jak Francja.

- Co do Francji jeszcze: parlamentarzysta francuskich Socjalistów wykorzystał okazję, by zganić rząd Sarkozy'ego za "lekkomyślne fiskalne rozluźnienie", które Partia Socjalistyczna wielokrotnie "potępiała". Nie znam się na francuskiej polityce i na szczegółach ekonomicznej sytuacji Francji, ale czy poseł Partii Socjalistycznej ściga się właśnie z Sarkozym na cięcia?

- Na koniec: fiasko rozmów na temat redukcji greckiego zadłużenia, strony nie doszły do porozumienia. Co najpewniej oznacza tyle, że koniec z transzami pomocy finansowej - czyli ogłoszenie bankructwa przez Grecję. Bankructwo było do przewidzenia od dawna, rację mają ci, którzy wskazywali na korzyści wynikające z ogłoszenia go, like, pół roku temu. No ale nie - najpierw trzeba było przydusić grecki rząd m.in. do planu radykalnej prywatyzacji.

Czy szykuje się w związku z tym wszystkim gorąca wiosna? Bardzo możliwe, o ile nie uda się odwrócić naszej uwagi np. poprzez zaatakowanie Iranu (polecam notkę Fronesisa i komentarze pod nią).