Od lewa do prawa przez centrum przetaczają się głosy: poparcia, dystansu i krytyki kierowane w stronę poszczególnych środowisk spotykających się jutro w Warszawie po przeciwnych stronach barykady. Najbardziej interesują mnie jednak nie głosy Porozumienia 11 Listopada oraz organizatorów „Marszu Niepodległości”, a tych, którzy starają się, by użyć jednego z moich ulubionych określeń, siedzieć okrakiem na barykadzie.
Do takich głosów należy z pewnością „list intelektualistów”, podpisany przez Ryszarda Bugaja, Agnieszkę Kołakowską, Antoniego Liberę i Magdalenę Gawin. W wizji autorów i autorek tekstu Święto Niepodległości zagrożone jest na równi przez „młodych lewaków z Krytyki Politycznej” i przedstawicieli „nowego, lewicowego antysemityzmu” - oraz przez totalitarystów i antydemokratów z ONR. Trudno uznać stanowisko zaprezentowane w liście za rozsądne – autorzy i autorki nie trzymają się faktów, posługując się zamiast tego łatwymi, medialnymi kliszami. Gdyby zechcieli pochylić się głębiej nad całym wydarzeniem i jego kontekstami, nie pletliby bzdur o „lewakach z Krytyki Politycznej” albo „nowym, lewicowym antysemityzmie” (sformułowanie wyjęte prosto ze standardowego repertuaru obrońców zbrodni państwa Izrael, udokumentowanych przez Organizację Narodów Zjednoczonych). Resztę na temat listu napisał Seweryn Blumsztajn – i choć „Gazetę Wyborczą” darzę dużą, polityczną niechęcią, tak nie czuję dyskomfortu, gdy jednemu z jej publicystów zdarzy się napisać coś mądrego.
Znacznie ciekawsze dla mnie jest natomiast oświadczenie „środowisk wolnościowych, lewicowych i działaczy społecznych”, pod którym podpisało się przede wszystkim środowisko redakcji „Nowego Obywatela”. Odcinając się od narodowców z MW i ONR, autorzy i autorki krytykują przede wszystkim retorykę Porozumienia 11 Listopada, pisząc o „ahistorycznych porównaniach, braku analizy sytuacyjnego kontekstu, pojęciowej żonglerce i grach skojarzeniami”. W ich perspektywie „utożsamianie tradycji Narodowej Demokracji z faszyzmem to nadużycie”. W pewnej mierze trudno mi się nie zgodzić z tymi słowami: mnie samego raczej irytują nadużywane, chybione i często działające na niekorzyść nawiązania do czasów III Rzeszy. Czy jednak sami autorzy i autorki listu nie wpadają w pułapkę „pojęciowej żonglerki i gry skojarzeniami” stwierdzając, że blokada „Marszu Niepodległości” kojarzy im się z akcjami „Zera Tolerancji” wymierzonymi w bezdomnych i inne grupy wykluczone (skojarzenie kuriozalne, biorąc pod uwagę codzienną działalność zrzeszonych w Porozumieniu organizacji)? Widoczna jest próba potraktowania działań Porozumienia 11 Listopada nie jako motywowanych politycznym sprzeciwem wobec poglądów i praxis takich organizacji jak MW i ONR – ale jako działań o podłożu wręcz klasistowskim. Bo przecież organizatorzy „Marszu Niepodległości” to „tylko” „zagubieni i ogłupieni szowinistyczną sieczką ludzie, wywodzący się w znacznej mierze z grup wykluczonych”. W dodatku, jest to środowisko „marginalne i pozbawione znaczenia”.
Po pierwsze więc, autorzy i autorki nie dostrzegają próby przebicia się do głównego nurtu przez skrajną prawicę. Tymczasem, i osobiście zamierzam to powtarzać aż do znudzenia, są to grupy i osoby, które wielokrotnie stwarzały fizyczne zagrożenie dla uczestników i uczestniczek demonstracji feministycznych, środowisk LGBTQ, pierwszomajowych i tym podobnych. To grupy, które mają na koncie wydarzenia z Góry Św. Anny, Wrocławia, i wielu innych miejsc, w których dawały upust nienawiści poprzez nazistowskie pozdrowienie czy explicite rasistowskie hasła. Na taką praktykę polityczną: zastraszania, fizycznych ataków, ekspozycji rasistowskich poglądów - i odpowiedzialne za nie organizacje nie powinno być zgody.
Po drugie, widoczne jest zauważalne przesunięcie w taktyce osób i grup nie godzących się na zawłaszczanie 11 Listopada przez narodowców. Jeśli rok temu krytyka mówiąca o konieczności wysunięcia pozytywnej kontrpropozycji była jeszcze w pewnej mierze zasadna, to dziś mija się ona raczej z rzeczywistością. Tą potrzebną kontrpropozycją jest „Kolorowa Niepodległa” - demonstracja pokazująca inny, możliwy model patriotyzmu i inną wizję wspólnego państwa.
Po trzecie, i jest to najpoważniejszy problem jaki mam z omawianym listem – jego autorzy i autorki wpadają w pułapkę paternalizmu. Tak jak mój sprzeciw budzi psychiatryzacja politycznych oponentów (stosowana zarówno przez nieśmiertelnego Jasia Kapelę, jak i polityków prawie wszystkich partii politycznych głównego nurtu), tak podobną niechęć odczuwam do ich paternalizowania. A tak niestety odbieram zdanie o „zagubionych i ogłupionych szowinistyczną sieczką”. „Ach, ci biedni, naiwni wykluczeni, dający się ogłupić i omamić... To nie ich wina, że krzyczą na demonstracjach to co krzyczą”. Gdybym ja, drodzy autorzy i drogie autorki „11.11.11 Inaczej”, przeczytał o sobie takie zdanie, obdarzyłbym was szczerą i raczej długotrwałą niechęcią. Nawet jeśli przyjmiemy za słuszną perspektywę „fałszywej świadomości”, to w jakiej roli stawia nas używanie takiej paternalistycznej retoryki w stosunku do grup, które określamy jako wykluczone?
Z jednym, wyrażanym przez dystansujących się od blokady, przekonaniem jestem w stanie się zgodzić. Być może są jednak działania, których priorytet jest wyższy, niż blokowanie marszu ONR-owców 11 Listopada? Jedno z nich odbywać się będzie także jutro, jeszcze przed blokadą. Wiec solidarności z Occupy Wall Street, czy szerzej: działania związane z pomysłem Ruchu Oburzonych niosą ze sobą chyba więcej politycznego potencjału dla nas, osób z sercem po lewej stronie. Zdecydowanie nie jest to wezwanie do porzucenia aktywności Porozumienia 11 Listopada – a raczej próba namysłu nad listą priorytetów dla szeroko pojętego ruchu lewicowego.